W Zakopanym łapiemy pierwszego lepszego busa do Chochołowa. Słońce zostawiamy w Zakopcu, w Chochołowie witają nas chmury i deszcz. Idziemy w kierunku przejścia graniczego w Suchej Horze, bezskutecznie próbując złapać stopa. Docieramy do granicy polsko - słowackiej i tu udaje nam się złapać słowackiego PKSa. Pierwszy kontakt z ich językiem, z ich pieniędzmi. Udaje nam się kilka ładnych kilometrów pokonać jadąc, a nie maszerując w deszczu. Wysiadamy w Vitanovej. PKS jedzie dalej, my musimy odbić w lewo. Jedyne co nam się rzuca w oczy to tył odjeżdzającego innego PKSa w kierunku Zubereca. Po dojściu na przystanek nasze obawy potwierdzają się. Spóźniliśmy się dosłownie o minutę. Nastepny bus do Zubereca za kilka godzin... Deszcz nie przestaje padać, ale na szczęście jest drewniana wiata i drożdżówki kupione jeszcze w Zakopcu. Po ich zjedzeniu zaczynamy bez większych nadziei próbę łapania stopa. Pierwsze podniesienie ręki... i udało się! Zatrzymuje się polska para jadąca do kąpieliska termalnego w Oravicach. Szybko nawiązujemy kontakt, opowiadamy o naszej dotychczasowej podróży, P. wchodzi w dyskusję z kierowcą na temat polskich autostrad i tak mijają minuty. Dojeżdzamy do Oravic, gdzie poza tym kąpieliskiem nie ma praktycznie nic.
I tu mielibyśmy się pożegnać. Deszcz nie przestaje padać, wiaty pod przystankiem nie ma. Parka pyta się jak daleko jest do naszego Zubereca i gdy słyszą, że ok. 10 km nawet nas nie pytają o zdanie tylko jadą dalej! Wyrzucają nas w samym Zuberecu, nie chcąc słyszeć o jakiejkolwiek zapłacie i wracają do Oravic. A my szczęśliwi takim zakończeniem podróży i ruszamy do naszej kwatery...