Dzień zaczyna się nieciekawie. Za oknem mżawka, która nie wygląda na taką, żeby się miała wkrótce zakończyć. Mimo to, ruszamy w drogę. Kierunek - Świnoujście, moje ulubione nadmorskie miasto. Sprytne oznakowanie kieruje nas na przeprawę promową poza miasto. Dojeżdżamy do centrum i parkujemy przy wieży, która przez kilka lat odkąd ostatni raz byłam tu nieźle się zmieniła. Zapamiętałam ją opuszczoną i zaniedbaną, a teraz stała dumnie odnowiona i zapraszała do środka. Mieści się w niej obecnie stylowa kawiarenka oraz godny polecenia punkt widokowy.
Nie mogło oczywiście zabraknąć wizyty na plaży i obowiązkowej sesji zdjęciowej przy świnoujskim "wiatraku" ;) Chodzimy po mieście, a ja obserwuję, jak wiele przez te kilka lat się w Świnoujściu zmieniło...
Pogoda tego dnia nie może się zdecydować. Czasem słońce, czasem deszcz. Docieramy do miejscowości Lubin. Na parkingu stoi autokar, a w tle widać niemieckich turystów zmierzających w jego kierunku. Uff, są "już po". Mijamy ich (co dziwne, nawet nie zachowywali się specjalnie głośno.. ;)) i wchodzimy na Wzgórze Zielonka. Rozpościera się z niego przepiękny widok na deltę wsteczną Świny. Następnie kierujemy się ku jeziorze Turkusowemu. Po drodze gubimy szlak i dzięki temu obchodzimy całe jeziorko dookoła. Zmrok zaczyna zapadać kiedy wracamy na parking. Kierunek - ciepła herbata!